Motocyklista- długodystansowiec Chris Carr (nie mylić z żużlowcem o tym samym nazwisku) zasłynął przede wszystkim z pokonywania na motocyklu bardzo dalekich odległości w bardzo krótkim czasie. W 2008 r. był naprawdę bliski ustanowienia rekordu na trasie pomiędzy Dead Horse na Alasce i Key West na Florydzie, ale jego wyprawę przerwał nadciągający nad Florydę huragan i przymusowa z tego względu ewakuacja całego regionu. Natomiast zupełnie niedawno Carr z powodzeniem ukończył pierwszy Hoka Hey Motorcycle Challenge, czyli jazdę na wytrzymałość z Key West do Homer na Alasce. Carr jechał wtedy na Harley’u- Davidsonie XR1200X., który nie jest idealnym typem motocykla szosowego.
Większości z nas prawdopodobnie nigdy nie będzie dane ścigać się na trasach dalekiej amerykańskiej Północy. Pomimo tego, jako zwykli śmiertelnicy, możemy się z doświadczeń Carra wiele nauczyć. Nawet wtedy, gdy nasze wyobrażenie o jeździe na wytrzymałość sprowadza się do tankowania motocykla więcej niż raz tego samego dnia.
Długi czas jazdy
Prowadzenie przez osiemnaście, dwadzieścia cztery czy nawet trzydzieści godzin bez przerwy nie jest dla każdego. Właściwie w ogóle tego nie polecam, chyba że zmusiły was do tego jakieś bardzo specyficzne okoliczności albo jeśli przed wyruszeniem w tak długą podróż odbyliście stosowny cykl przygotowawczy. Jeśli jednak chodzi o mnie, to kiedy podejmuję wyzwanie jazdy na wytrzymałość, to tak właśnie wygląda mój typowy dzień na motocyklu.
Zauważcie, że kiedy mówię o swoich wyprawach to odległości określam w godzinach, a nie w kilometrach. Kiedy większość motocyklistów opowiada o najdłuższych, pokonanych przez siebie jednorazowo odległościach, to określa je w kilometrach. To może być 800, 900, 1000 kilometrów, albo coś około tego. I nie ma w tym niczego niewłaściwego. Ale to, co czyni z jazdy na motocyklu naprawdę duże wyzwanie, to nie ilość pokonanych kilometrów, ale czas poświęcony na jazdę. Zobaczcie, na przykład pokonanie 50 kilometrów w zatłoczonym mieście w godzinach szczytu jest znacznie bardziej nużące, niż przejechanie, dajmy na to nawet 150 kilometrów na pustej i rzadko uczęszczanej drodze. A warto zauważyć, że w obu przypadkach podróż może trwać tyle samo czasu! I tu dochodzimy do jednej z najważniejszych aspektów jazdy na długim dystansie – do dobrego planowania! Jest ono potrzebne nawet wtedy, gdy wcale nie zamierzacie bić żadnych motocyklowych rekordów.
Planowanie
Zanim wyruszyłem w trasę pomiędzy Dead Horse a Key West na moim Buellu Ulyssesie, to zapoznałem się z każdą stacją benzynową znajdująca się na tej drodze i wiedziałem, na której się zatrzymam. Możecie wiec stąd wywnioskować, że naprawdę dobrze znalem całą swoją trasę. Ustalałem też czasy przejazdu tak, aby unikać przebijania się przez tereny miejskie w godzinach szczytu.
Tak rygorystyczne przywiązywanie do szczegółów może wydawać się przesadne, ale żeby was do niego przekonać, posłużę się jednym przykładem. Wyobraźcie sobie, że planujecie się zatrzymać na noc w Atlancie, nawiasem mówiąc w moim rodzinnym mieście, znanym z wyjątkowo dużego ruchu. Musicie w takim wypadku spróbować znaleźć hotel po przeciwnej stronie miasta. Kiedy jest późno, to perspektywa zatrzymania się jak najszybciej jest bardzo kusząca. Ale jak tylko wyruszycie w trasę nad ranem i zaczniecie się przebijać przez miasto w godzinach szczytu, to z miejsca będziecie szczerze żałować rozwiązania wybranego poprzedniego dnia. Lepiej przelecieć przez miasto wieczorem, kiedy jest w miarę pusto, a następnego dnia mieć już centrum z jego porannymi korkami za sobą.
Eksplorowanie terenu jest zajęciem dosyć przyjemnym, ale jeśli twoim głównym celem jest pokonanie długiego dystansu, to lepiej jest, żebyś swoją trasę miał już ustaloną dużo wcześniej i w stopniu jak najbardziej precyzyjnym. Bardzo pomocnym w tym celu urządzeniem jest GPS. Ja używam go zawsze, gdy tylko jest to możliwe (i jeśli pozwalają na to przepisy wyścigu, w którym biorę udział). W końcu nic tak nie spowalnia jadącego jak zagubienie się na drodze.
Ekwipunek
Innym istotnym pytaniem, na które musimy sobie odpowiedzieć przez wyruszeniem w długą podróż jest to, co mamy na nią zapakować. Może się wam to wydawać dziwne, ale kiedy mam do pokonania długi dystans, to nie zabieram zbyt wielu rzeczy. O ile dla większości motocyklistów roztropne wydaje się zapakowanie części zapasowych do motocykla i zabranie dodatkowej żywności, to ja, kiedy biorę udział w wyścigu, zwyczajnie tego nie robię. Twierdzę jednak, że jeśli wybieracie się gdzieś tylko dla przyjemności, to bycie przygotowanym na nieprzewidziane okoliczności i posiadanie przy sobie podstawowego zestawu narzędzi ma jak najbardziej sens.
Nie pakuję też w trasę zbyt wielu ubrań. Wynika to z tego, że zbyt często się nie zatrzymuję. Przebieranie się (jeśli w ogóle) nie jest więc najważniejszą rzeczą o jakiej myślę będąc w trasie. Mimo to upewniam się czy mam kilka zapasowych par rękawic o różnej grubości i czy ubranie, które wkładam na siebie przed jazdą, jest tym z rodzaju dobrze oddychającego, tzn. czy jest wykonane z poliestru, który umożliwia szybkie pozbywanie się wilgoci.
Zabieranie zbyt wielu rzeczy jest jednym z największych błędów popełnianych przez uczestników Hoka Hey Motorcycle Challenge. Dużo bagażu zwyczajnie cię spowalnia, dłużej musisz się pakować i rozpakowywać, więcej czasu zabiera ci też znalezienie przedmiotów potrzebnych ci akurat w konkretnym momencie. Motocykl, który jest cięższy, niż generalnie powinien być, zwiększa też zużycie paliwa.
Motocykl
Z pewnością zaskoczę wielu z was, kiedy powiem, że maszyny, których używam podczas jazdy na wytrzymałość dysponują niewiele ponad podstawowym wyposażeniem. Nie używam bowiem zbyt wielu dodatkowych akcesoriów. Głównym tego powodem jest to, że im więcej wyposażenia posiada motocykl, tym więcej rzeczy może się w nim zepsuć podczas jazdy. Dodatkowe akcesoria obciążają też bardziej akumulator i układ elektryczny, szczególnie, kiedy prowadzisz maszynę przez wiele godzin bez przerwy.
Jedynym odstępstwem od tej zasady, na które sobie pozwalam, jest wyposażenie maszyny w dobrej jakości, mocny reflektor. Wynika to z faktu, że większą część jazdy odbywam nocą i chcę być pewny, że będę w stanie widzieć drogę tak daleko jak to tylko jest możliwe i że będę jednocześnie wyraźnie widziany przez innych. Jazda nocą, zwłaszcza kiedy jest ciepło, jest łatwiejsza zarówno dla motocyklisty, jak i dla maszyny. Nocą ruch jest też zdecydowanie mniejszy, co powoduje szybsze posuwanie się do przodu. Nie zmienia to jednak faktu, że jazda w dzień jest generalnie bezpieczniejsza, nie wspominając już o pięknych widokach, które nocą trudno jest docenić.
Następną istotną rzeczą jest siodło. Dla wielu motocyklistów, zwłaszcza tych, którzy jeżdżą na modelu szosowym Harleya Davidsona, standardowe siodło jest jak najbardziej wystarczające. Ale Harley ma też w swojej ofercie wiele niestandardowych siedzeń i znalezienie takiego, na którym będzie ci się wygodnie siedzieć i które będzie odpowiednie dla twojego stylu jazdy, jest istotne. Będziesz mógł dzięki temu łatwiej pokonywać kolejne kilometry.
Sprawą niezwykle istotną podczas długiej podróży jest też posiadanie dobrej ochrony przed wiatrem, tzn. dobrej przedniej szyby albo owiewki. Choć jazda z twarzą wystawioną na działanie wiatru może się wydawać bardzo orzeźwiająca, to jednak jej skutki dla twarzy i szyi mogą się okazać po dłuższym czasie opłakane. Inną ważną rzeczą, na którą trzeba zwrócić uwagę jest zmiana co pewien czas pozycji na motocyklu. Autopilot i blokada przepustnicy pozwolą ci uwolnić ręce, a podnóżki do jazdy na autostradzie umożliwią ci zmianę ustawienia stóp, a przez to zmianę pozycji na siodle.
Odżywianie/ Nawadnianie organizmu
Jednym z ważnych, choć traktowanych często po macoszemu aspektów jazdy na dalekim dystansie jest nasze własne ciało. Brak emocjonalnej i fizycznej gotowości do wielogodzinnego prowadzenia motocykla jest typowe zwłaszcza dla nowicjuszy.
Warunkiem podstawowym do wyruszenia w długą podróż jest bycie w stosunkowo dobrej kondycji fizycznej. Im jesteś zdrowszy, tym lepiej twój organizm reaguje na obciążenia związane z długą jazdą. Musisz przede wszystkim pamiętać o dobrym odżywianiu się, nie tylko podczas jazdy, ale w ogóle.
Osobiście nie mam zwyczaju zatrzymywać się podczas jazdy na posiłek, ale dlatego zawsze mam przy sobie coś wysokoenergetycznego, takiego jak na przykład skondensowane mleko lub używane przez biegaczy paczki żelków. Często też, kiedy zatrzymuję się na stacji benzynowej, mieszam przeznaczone dla sportowców substancje energetyczne w proszku z wodą mineralną. I podczas gdy wielu motocyklistów polega na napojach energetyzowanych, kofeinie albo innych stymulantach (spotkałem kiedyś faceta, który używał tabletek z kofeiną zamiast zwyklej porannej kawy, żeby szybciej rano sie pobudzić), to ja podchodzę do tej sprawy w sposób zupełnie odmienny i w ogóle nie używam stymulantów. Sądzę, że w ten sposób zachowuję jaśniejszy umysł i nie narażam się na ryzyko uzależnienia.
Upływający czas
Jednym z większych wreszcie wyzwań dla motocyklisty jest znalezienie sposobu na zajęcie czymś swojego umysłu podczas wielogodzinnej jazdy. Nawet jeśli jazda na motocyklu jest zajęciem fascynującym, to po wielu godzinach spędzonych samemu można poczuć się zwyczajnie znudzonym. Moje osobiste doświadczenie pozwala dostrzec pewien schemat: najpierw ruszam pełen energii, po pewnym czasie mam już dosyć i czuję, że nie pojadę ani kawałeczka dalej, ale kiedy uda mi się przezwyciężyć to uczucie niemocy, ten nieprzyjemny kryzys, znowu chwytam ‘wiatr w żagle’ i mogę prowadzić godzinami.
Wielką pomocą w pokonywaniu trudnych momentów bywa słuchanie muzyki na iPodzie. Czasem natomiast zbawienne jest koncentrowanie się na zadaniu do wykonania i na tej nakręcającej nas ogromnej chęci sprostania oczekiwaniom przyjaciół, rodziny i innych osób, które dobrze nam życzą. Nieraz pomocne jest też dokładniejsze obserwowanie mijanego krajobrazu. Można wtedy znaleźć sobie coś szczególnie interesującego i myśleć o tym w dalszej części drogi. Mnie osobiście zdarza się czasem, że osiągam podczas jazdy coś w rodzaju stanu Zen. Mój umysł odpływa wtedy w rejony zupełnie nie związane z prowadzeniem maszyny. Nie twierdzę oczywiście, że jest to najbezpieczniejszy styl jazdy, ale pozwala on efektywnie radzić sobie z upływem czasu.
Dobry początek
Na ostatek jeszcze jedna rada… ruszajcie powoli! Jeśli nie jesteście przyzwyczajeni do dalekich podróży i spędzania wielu godzin na motocyklu, to zacznijcie od krótszych wycieczek i wydłużajcie powoli czas i dystans, a z biegiem czasu nabierzecie coraz większej wprawy. Słuchajcie też rad bardziej doświadczonych motocyklistów i uczcie się, zarówno na własnych błędach, jak i na sukcesach!
Pamiętajcie o stawianiu sobie realistycznych celów, a zanim się obejrzycie, będziecie pokonywać dystanse na równi z najlepszymi i ustanawiać własne rekordy wytrzymałości.