W 2010 r. podczas naszej wyprawy po USA mieliśmy okazję poznać człowieka niezwykłego, człowieka który inspiruje wielu podróżników.
Andrzej zwany „Jędrkiem Wagabundą” jest założycielem „Fundacji – Centrum Wagabundy”. Przez ponad 10 lat zwiedził 134 kraje na 6 kontynentach.
Okrążył Ziemię siedem razy różnymi środkami transportu, startując kolejno: 1977 – 79 samochodem z Nowego Jorku, 1979 samolotem z Los Angeles, 1992 – 94 jachtem z Las Palmas (Wyspy Kanaryjskie), 1994 – 95 pociągiem z Warszawy, 1998 – 99 motocyklem z Phoenix (USA), 1999 – 2000 motocyklem z Tokio, 2007 – samochodem w 30 dni po lądzie (zrealizowana w 23 dni). Objechał ponadto Stany Zjednoczone przez 32 stany przygraniczne i dwa kanadyjskie, Archipelag Karaibski przez 17 wysp-krajów, Amerykę Środkową i Południową koleją i autobusem.
Podróżuje w zgodzie ze swoimi podstawowymi regułami:
- innym środkiem transportowym i inną trasą,
- w innym czasie i kierunku,
- z innego miejsca i z innym celem przewodnim,
- po inne przygody i przeżycia,
- aby spotkać innych ludzi,
- zawsze inaczej, zawsze dookoła, zawsze za jednym wyjściem z domu by powrócić po ich zakończeniu.
Inność też polega na tym, że wielkie podróże zawsze odbywa bez sponsorów, ubezpieczeń, serwisu technicznego i pomocy biur podróży. Gdyby wykupił ubezpieczenie nie stać by go było zrealizować przedsięwzięcia.
Wiele z jego przygód wzbudza dreszcz emocji, wiele z nich wprowadza w świat nieznany. Wiele pozwala poznać i odkrywać inne oblicze współczesnej cywilizacji. Na spotkaniach z sympatykami podróży na całym świecie dzieli się swoimi przygodami. Pracowicie gromadzi materiały do swoich publikacji, które wreszcie po wielu latach doświadczeń i wielkich podróży odkryją wiele tajemnic i sensacji z ciekawych przeżyć wagabundy. W grudniu 2002 roku w „Muzeum Sportu i Turystyki” w Warszawie odbyła się promocja pierwszej książki-albumu pt.: „Sześć podróży dookoła świata”. Książka ta jest zapowiedzią do następnych.
„URODZIŁEM SIĘ NA TARGÓWKU”
Urodził się w Warszawie. Zawsze jednak dodaje, że urodził się na Targówku. A to nie bez znaczenia. To właśnie trudne i surowe wychowanie na ulicach Targówka, gdzie często rządziło prawo pięści, nauczyło go samodzielności, zaradności i uporu. Wyrobiło twardy i odporny na przeciwności charakter, który jest niezbędny w podróżowaniu, pokonywaniu własnych słabości i napotykanych w drodze niespodziewanych niebezpieczeństw.
Do wielkich podróży od młodości przyzwyczajał się jeszcze w Polsce, w rodzinnym domu. Był niesfornym dzieckiem. Od dzieciństwa był wysyłany na kolonie i obozy hartując się w życiu daleko od rodziny i kolegów. Rowerem jeździł na wycieczki kilkudziesięciokilometrowe z dużo starszymi kolegami. Będąc studentem odbył podróż motocyklem „MZ – 250″ po Europie przez kilka krajów – demoludów. Kilka tygodni podróżował z plecakiem na motorze nieznanymi drogami jechanymi pod obrany azymut, co otworzyło mu nowe horyzonty na świat. Swoim kajakiem pływał po Wiśle i Mazurach. Będąc w posiadaniu żaglówki odbył kilka spływów po rzekach i jeziorach. Samochodem jeździł po Polsce od szesnastego roku życia. Przygody pociągami i samolotami też na małą skalę poznał w Polsce. Były to podróże w skali mikro. To wszystko stało się podłożem do przyszłych, wielkich przygód międzykontynentalnych. Małe podróże poznawane w dzieciństwie z wiekiem przekształciły się w wielkie światowe podróże w skali makro.
Już jako dziecko prowadził bardzo intensywne życie. Miał wiele zainteresowań. Skończył nawet podstawową szkołę muzyczną. Grał na trąbce, gitarze, perkusji i organkach. Do dziś dobrze gra na pianinie. Uprawiał zawsze sport, między innymi zapasy i boks. Interesował się fotografią. Dom zawsze był pełen zwierząt. Hodował gołębie, tresował nawet psy. Wszystko to pozwoliło mu rozwijać się bardzo wszechstronnie.
Marzył jednak ciągle o podróżach. Nawet wykształcenie wybrał takie, aby w wędrówkach po świecie mógł w razie potrzeby łatwo znaleźć pracę. Skończył studia Wydziału Mechanizacji na S.G.G.W. w Warszawie, uzyskując stopień magistra inżyniera. Nie wszyscy rozumieli, dlaczego chłopak z Warszawy kończy studia agrotechniczne. Przyjął się nawet żartobliwy przydomek „rolnik z Marszałkowskiej”.
Sytuacja w Polsce i zamknięte granice uniemożliwiały mu podróżowanie. Nie mogąc realizować swoich marzeń w Polsce, decyduje się na emigrację.
Od 1973 roku mieszka w U.S.A. i tam też nostryfikował dyplom. Ma podwójne obywatelstwo: Polskie i amerykańskie. Przez trzy lata był kierownikiem Polskiej Szkoły Dokształcającej w Nowym Jorku. Pracował i pracuje do dnia dzisiejszego jako inżynier na stanowisku konstruktora maszyn. Uczył się języków, zbierał fundusze i przygotowywał do swoich wypraw. Dopiero tutaj miał możliwość rozpocząć swoje planowane podróże. Ciągła nauka i praca umożliwiły mu zebranie finansów na pierwszą podróż. Potem była druga, po powrocie znów ciężka praca, by uzbierać fundusze na kolejną i tak było też z następnymi.
PIERWSZA PODRÓŻ SAMOCHODEM ( w latach 1977- 1979)
Pierwszy raz Sochacki wystartował w świat w 1977 roku solo Volkswagenem „garbusem” w roli polonijnego ambasadora po rozsianej po świecie Polonii. Wyruszył z Nowego Yorku w kierunku Południowej Ameryki. Ten ciekawy etap podróży przez Amerykę Środkową i Południową doprowadził Andrzeja Sochackiego do Chile, skąd statkiem wysłał swój samochód do Azji. Dalej drogą lądową pojechał południem kontynentu do Europy. Po dotarciu do Niemiec firma „Volkswagen” przetransportowała „garbusa”-VW drogą morską na kontynent amerykański. W ten sposób samochód dotarł do Halifax w Kanadzie, skąd przez Stany Zjednoczone dojechał do Nowego Jorku, gdzie zakończył swoją odyseję w 1979 roku. Obecnie pamiątkowy samochód można oglądać w niemieckim muzeum w Wolfsburgu. Wyprawa ta pozwoliła Andrzejowi na zwiedzenie 35 krajów na trzech kontynentach. Przejechał łącznie 72 tys kilometrów.
DRUGA SAMOLOTAMI ( w 1979 roku)
Drugą swoją podróż Sochacki odbył drogą powietrzną. Tym razem świat obleciał ze wschodu na zachód samolotami komercjalnymi. Kupił w tym celu otwarty bilet lotniczy. Eskapadę tę, z szesnastoma lądowaniami, zrealizował w ciągu czterech i pół miesiąca zwiedzając dodatkowo 15 krajów. Wystartował i zakończył podróż w Los Angeles, USA w 1979 roku.
Obie te wyprawy pozwoliły mu zapoznać się z życiem i krzewieniem kultury, języka polskiego i obyczajów wśród rozsianej Polonii na świecie.
JACHTEM OPŁYNĄŁ ŚWIAT TRZECI RAZ (w latach 1992-1994)
Następnym środkiem lokomocji w przygodzie dookoła świata w latach 1992-1994 był 13,5 metrowej długości stalowy jacht pełnomorski o nazwie „Biały Orzeł”. Rozpoczął tę wyprawę udziałem w celebracyjnym rejsie odkrycia Ameryki przez Krzysztofa Kolumba – „Columbus-500″. Trasa rejsu przebiegała według kursu przebytego przez odkrywcę 500 lat temu, kiedy to znalazł „nowy ląd”. Rejs ten rozpoczął z Las Palmas na wyspach Kanaryjskich przez Atlantyk do San Cristophel na Bahamas. Później pożeglował przez Pacyfik i Ocean Indyjski, dookoła Przylądka Dobrej Nadziei w południowej Afryce. Stamtąd dobił do Las Palmas zamykając pętlę wokółziemską. Trzecia podróż trwała 476 dni i 6 godzin. Sochacki żeglował po wodach świata w roli załoganta, posiadając patent żeglarski. Wyprawa pozwoliła mu przygotować niezbędne informacje dla planowanego, międzynarodowego rejsu dookoła świata niepełnosprawnych żeglarzy, pod polskimi żaglami.
PO ŻELAZNYCH DROGACH – WYPRAWA CZWARTA (w latach 1994-1995)
Od lipca 1994 roku do sierpnia 1995 roku trwała Andrzej Sochacki wrócił do Warszawy ze swojej czwartej podróży, „podróży pokoju”- dookoła świata żelaznymi drogami. Rozpoczął tę długą podróż z Warszawy w lipcu 1994 roku. Kupił bilet kolejowy i tym razem w przeciwieństwie do poprzednich podróży, wyruszyłby okrążyć ziemię z zachodu na wschód. Pojechał pociągiem w stronę Moskwy, a następnie magistralą transsyberyjską do Władywostoku. Później przez Chiny, Japonię, przez Pacyfik do USA. Po przejechaniu Stanów Zjednoczonych przeleciał Atlantyk i z Anglii dotarł do Europy Środkowej. Tą wyprawą podróżnik chciał uczcić 50-tą rocznicę zakończenia II wojny światowej, w tym szczególnie tragiczną rocznicę zrzucenia na Japońskie miasta Hiroszimę i Nagasaki bomb atomowych w sierpniu 1945 roku. Celebrował również 150-lecie Polskich Kolei Państwowych. Sochacki stał się pierwszym w świecie podróżnikiem, który przejechał dookoła świata żelaznymi drogami włączając jazdę tunelem pod Kanałem La Manche, przejechał, bowiem ten odcinek pociągiem „Eurostar” Londyn – Bruksela.
Po zakończeniu wyprawy kolejowej i dotarciu do Warszawy pan Andrzej po krótkim pobycie w Polsce powrócił do Phoenix-Arizona w Stanach Zjednoczonych.
NA HARLEYU PIĄTA WYPRAWA (w latach 1998 – 1999)
Wyruszył na kolejny podbój świata 29 maja 1998 roku z Phoenix-Arizona- USA, tym razem na motocyklu Harley-Davidson typu „Sportster – 883″ z 1996 roku. Dla swojego harleya, jako swojego stalowego przyjaciela na dalszą, długą drogę, nadał imię „Adam”. Była to już piąta eskapada wokółziemska a pierwsza na dwóch kółkach. Podróż motocyklowa dała mu możliwość nieco innego spojrzenia na dotychczasowe podróże. Nowy środek lokomocji pozwolił na przeżycie innych doznań i znacznie przybliżał naturę. Była to jednocześnie najtrudniejsza z jego podróży. Prowadzenie półtonowego pojazdu (z bagażem) wymagało wiele wysiłku.
Tym razem oprócz pożegnania starej ery, celem wyprawy było odwiedzanie miejsc świętych różnych religii świata leżących wzdłuż trasy.
Przy okazji zbiegły się inne rocznice:
50-lecie urodzin podróżnika
25-lecie pobytu na obczyźnie
95-lecie istnienia firmy Harley-Davidson
20 rocznica pontyfikatu papieża Jana Pawła II
Wyprawę tę zadedykował swoim dzieciom – Joasi (6 lat) i Cezarkowi (2,5 lata). Trasa wyprawy: Najpierw w Meksyku testowanie motoru (2 tygodnie – 5.000 km). Potem przez U.S.A. od Pacyfiku do Atlantyku (U.S.A. i Kanada). W Europie z Warszawy pojechał przez Białoruś i Estonię dookoła Bałtyku (z dotarciem do Rowaniemi na kole podbiegunowym), objechał Polskę i Europę południowo-zachodnią do Hiszpanii i Portugalii. Z Gibraltaru promem do Seuty w Północnej Afryce. Zachodnim wybrzeżem przejechał na południe 5.000 km przez Maroko, Zachodnią Saharę do Mauretanii. Tam zawrócił. Do Azji dojechał znów południem Europy. Z Turcji przez Iran, Pakistan, Indie, Singapur do Japonii, aby w Tokio zakończyć eskapadę po lądzie. Pozostał tylko Pacyfik.
Podróż dookoła świata :Adamem: zakończył w Tokio 5 września 1999 roku. Motor zdał egzamin celująco. W czasie 1 roku 3 miesięcy i 8 dni przejechał przeszło 56 tys. kilometrów przez 35 krajów na czterech kontynentach. Będąc zmotoryzowanym pielgrzymem odwiedził przeszło 60 miejsc świętych różnych religii świata i przeszło 20 klubów harleyowych. Złapał 5 razy gumę i raz przewrócił się groźnie na oblodzonej drodze w Turcji.
SZÓSTA WYPRAWA ZNÓW MOTOCYKLEM (od 1999 do 2000 roku)
W Tokio – Japonia zdecydował wystartować we wrześniu 1999 roku po lądzie do szóstej wyprawy dookoła świata będącej przykrywką poprzednich pięciu. Motor był w doskonałej formie technicznej. Andrzej nie czul się jeszcze znużony. Po kilkudniowym odpoczynku tym razem kierując się ze wschodu na zachód wyruszył po lądzie przez Rosję, Europę i Stany Zjednoczone. Po przeszło siedmiu miesiącach jazdy przez trzy kontynenty dobił w dniu 13 kwietnia 2000 roku do Los Angeles, gdzie tym samym zakończył drugą wyprawę harleyem, bez żadnych napraw i poprawek w motorze. Zadedykował tę przygodę wszystkim bikerom na świecie. Harley „Adam” spisał się świetnie podczas jazdy po bezdrożach świata. Obyło się bez przykrych niespodzianek. Wyprawą tą przywitał nową erę i zakończył tym samym wielkie podróże wokółziemskie, które rozpoczęły się 23 lata temu. Podobnie jak garbus z pierwszej wyprawy – „Pryszcz” znajduje się w muzeum, tak i na motor „Adam” czeka miejsce w muzeum fabrycznym w Milwaukee – miejscu, gdzie został wyprodukowany.
PODRÓŻE SĄ JEGO ŻYCIEM
Bazując na własnym doświadczeniu w podróżowaniu założył w 1992 roku międzynarodowy klub podróżników – „Centrum Wagabundy” (The Vagabond Center) w Phoenix, Arizona, USA. Klub przyjaciół zdrowego ducha i wolnego świata ma reprezentantów w przeszło 20 krajach na pięciu kontynentach.
W swoich licznych podróżach nie raz był okradany i uciekał przed mordercami. Chorował w samotności z dala od jakiejkolwiek istoty ludzkiej. Wiele razy śmierć zaglądała mu w oczy, a mimo to zamiłowanie do poznawania i odkrywania świata kierowało go ku nowym wyzwaniom. Jak sam twierdzi, to dzięki opiece Boskiej wychodził bez szwanku z wielu beznadziejnych opresji.
Przyjmowały go „koronowane głowy” i „głowy państw”. Był między innymi gościem w Białym Domu w Waszyngtonie. Przyjęty był dwukrotnie przez papieża Jana Pawła II na prywatnej audiencji, u Dalaj Lamy w Indiach i u Króla Tonga na Pacyfiku.
W dniu 09.12.1999 r. na spotkaniu w Kancelarii Prezydenta RP Andrzej Sochacki otrzymał gratulacje za swoje wielkie osiągnięcia podróżnicze oraz honorowy list ze słowami uznania samego Prezydenta RP – Pana Aleksandra Kwaśniewskiego:
„Pragnę serdecznie podziękować za list, który nadszedł do mnie wraz z wiadomościami o niezwykle interesujących podróżach, w których okrążył Pan Ziemię pięć razy różnymi środkami transportu. Jako miłośnik sportu i turystyki doceniam ten wspaniały sukces tym bardziej, że swoje podróże odbywał Pan z polską flagą i orłem na piersiach, promując naszą ojczyznę. Dziewięć lat życia spędzone w drodze z pewnością dały Panu niezapomniane wrażenia turystyczne, ale także ogromne doświadczenie wielkiego podróżnika.
Jestem pewien, że Pana upór i wytrwałość w osiąganiu własnych celów będą motorem do zaplanowania kolejnych ciekawych wypraw. Jednocześnie Pana chęć powrotu do Warszawy i poświęcenia się sprawom młodzieży jest szczególnie miła i zasługuje na uznanie i szacunek.
Będę z zainteresowaniem oczekiwał nowych wiadomości o ciekawych i pożytecznych przedsięwzięciach, życząc Panu dużo satysfakcji i pomyślności w ich realizacji.”
W marcu 2000 roku Andrzej Sochacki został nominowany do nagrody „Kolosy 99″ – nagrody za dokonania roku. Za swoją solową wyprawę dookoła świata przez 35 krajów motorem otrzymał skromne wyróżnienie za wybitne osiągnięcia w kategorii podróże.
W Polsce jest wykładowcą „Turystyki Trampingowej” w Wyższej Szkole Turystyki i Hotelarstwa w Warszawie. Obecnie Andrzej Sochacki nawiązuje w Polsce kontakty do współpracy w kolejnym swoim planowanym przedsięwzięciu – objechaniu kuli ziemskiej samochodem w 30 dni. Andrzej marzył już od dawna o takim wyzwaniu. Być może wkrótce zaowocuje to kolejną przygodą zupełnie inną od poprzednich. Kilka firm wystąpiło z propozycjami pomocy i współpracy w tym ciekawym rajdzie.
„ZNAJDŹ SWOJE MIEJSCE NA ZIEMI”
Andrzej Sochacki: „Czuję mądrość podróżowania. Świat jest zbyt piękny, by siedzieć w domu. Świat uczy. Każdy z nas ma jakieś marzenia. W życiu nie można mieć jednak wszystkiego. Ja wybrałem podróże. Po to by spełnić swoje marzenia muszę pracować i wiele poświęcić, ale jest warto. Człowiek bez marzeń gaśnie, po trochu umiera poświęcając życie sprawom materialnym i przyziemnym. O podróżach marzyłem od dzieciństwa. Dziadek, który odbył w okresie międzywojennym podróż dookoła świata przekazał mi to w genach. W ten sposób 50% podróżowania mam w sobie, drugie 50 % to realizacja. Marząc o podróżach nawet studia wybrałem takie, które umożliwią mi w razie potrzeby znalezienie pracy gdzieś w świecie. Jednak dopiero, gdy wyjechałem do U.S.A. poczułem, że nadszedł czas zrealizowania moich marzeń. Nigdy nie chciałem być niewolnikiem mamony. Bogactwem było zawsze dla mnie to, co jest we mnie i innych ludziach. Właśnie, dlatego łatwo mi przychodziło porzucić nawet najlepszą pracę inżyniera, aby wyruszyć w nieznane, by ubogacać siebie, a po powrocie dzielić się przeżyciami z innymi. Ani bogactwo, ani sukcesy zawodowe, ani najwyższa psychofizyczna sprawność nie nobilitują człowieka, nobilituje go umiejętność dzielenia się wszystkim, co człowiek ma wewnątrz siebie.
U źródeł tych przedsięwzięć stoi zwyczajna ciekawość świata, pragnienie dokonania czegoś niezwykłego, chęć sprawdzenia się w warunkach ekstremalnych, czasem ochota sensownego spędzenia czasu. Podróżowanie po świecie to przezwyciężanie własnych słabości, to nie lękanie się niebezpiecznych przygód, czy niespodzianek, to nie uleganie panice towarzyszącej podczas trudnych sytuacji. Pokonywanie wielkich przestrzeni naszego globu wymaga ogromnej odwagi, niesłychanej determinacji, znakomitego zdrowia i bardzo dużo szczęścia.
Uważam, że moje osiągnięcia osobiste są sukcesem również tych Polaków, którzy pomagają mi po drodze wypraw światowych. Nie myślę o chwale, marzę o przygodach, jadę w świat i osiągam cel. Jadę z polską fantazją. Nie można w życiu pogodzić podróży z bogactwem. Gdy osiąga się jedno, to traci się drugie.
Najważniejszym momentem w podróżowaniu jest start i optymizm. Nie jest możliwe aby wszystko przygotować i zapiąć na ostatni guzik. Trzeba mieć przy tym odwagę przerwać pracę przez lata i wydać oszczędności z trudem odłożone. Zdrowie, pieniądze – wiadomo muszą być, na drugim miejscu odwaga i języki. Podróżnik nie myśli długo, podróżnik działa, gdyby zbyt długo myślał nigdy by nie wyruszył.
Studia pozwalają mi na rozumne odbieranie świata naturalnego i jednocześnie przygotowały do poruszania się w świecie techniki po największym ogrodzie botaniczno-zoologicznym, którego jesteśmy biologiczną cząsteczką.”
źródło: www.dookolaswiata.pl