7.
26.08. po obejrzeniu prognozy pogody dnia poprzedniego nie byliśmy zadowoleni. Zapowiadano wielodniowe burze i opady deszczu. Ze względu na upływ czasu należało myśleć o powrocie do kraju, uciec od deszczu i schronić się na kilka dni w innym miejscu. Takim miejscem miał być powrotnie albo Budapeszt albo wschodnia Słowacja. Rzeczywiście rano po spakowaniu się ruszyliśmy jeszcze na ostatni spacer po mieście. Ponieważ była to niedziela i deszczowa atmosfera, ludzi niewiele. Mimo pochmurnej pogody spacer okazał się doskonałą okazją do potwierdzenia wieczornych spostrzeżeń dnia przedniego. Miasto ma niespodziewanie wiele miejsc urokliwych, które już teraz są wykorzystane na miejsca lokalizacji kawiarenek. Ubrani w zwykłe stroje na motor nie przypuszczaliśmy, że deszcz złapie nas zanim dojedziemy do rogatek Brasov. Zatrzymałem się na drugie śniadanie na stacji benzynowej i pod parasolami w ogródku duża czarna i bułeczki francuskie zapełnimy nam nie tylko żołądki, ale i czas oczekiwania na przejaśnienie. Burza, jaka się rozpętała nie dała szans, więc kondomy poszły w ruch. I tak w „gumiakach” dojechaliśmy do miejsca, w którym przebieraliśmy się po raz kolejny na suche ubrania. Droga monotonna, w deszczu, a potem trochę kilometrów na sucho. Kolejna partia zebranych chmur i widok nadciągającej z nich wody zmusiła nas do kolejnego przebierania się. Zatrzymaliśmy się na parkingu przy budynku motelu, w którym jak w wielu innych po drodze, odbywały się imprezy weselne. Próba nawiązania kontaktu słownego z gośćmi gapiami nie dała rezultatu, więc wymiana tradycyjnych okey, bye, bye czy viva libre Romania zakończyła krótki pobyt na weselu. Dalsza podróż to koszmar. Woda właściwie próbowała wciskać się wszędzie, a ponieważ kondomy są szczelne to i tak byliśmy mokrzy, ponieważ brak możliwości odparowania od wewnątrz również zadziałała jak woda od zewnątrz. Jest to dowód na to, że trzeba zakupić profesjonalne przeciwdeszczowe stroje, oddychające, a te oddać w cholerę. Po drodze zatrzymaliśmy się w restauracji motelu, który był wcześniej startem na drogę7C. Okazuje się, że w restauracjach w Rumunii nie łatwo jest zjeść tradycyjne dania kuchni Cyganów. Tak proeuropejscy są, że tylko typowe dania dla turystów są na początku dziennym typu kotlet szwajcar, frytki, surówka z kilku warzyw i koniec. Trasa tego dnia liczyła 285km i na koniec zatrzymaliśmy się w jedynym po drodze wolnym pensjonacie, w którym nie odbywały się wesela. Pocieszenie mniejsze, ponieważ w tym właśnie odbywały się uroczystości urodzinowe…. dzieci właścicieli. A więc będąc w zgodzie z zainteresowaniem najmłodszych należało ich posadzić na motocyklu i pozwolić im zrobić zdjęcia, a nawet potrąbić czy przegazować. Widok z okna na stare rozwalające się zabudowania ichniego PGRu były czymś swojskim z lat 90tych w Polsce. Zresztą nasze obserwacje są zgodne z tym, co rzeczywiście na początku transformacji dało się obserwować u nas. Różnica związana z przynależnością do Unii Europejskiej jest jednak wielka. Rumunii są ogromnie dumni i szczęśliwi, że są w Unii. Flagi europejskie i ich narodowe w każdej wiosce i miejscowości są eksponowane do dnia dzisiejszego. I to postrzegam jako sympatyczne. Zmęczeni poszliśmy spać po flaszce wina, którego korek wylądował w szyjce.
8.
27.08 Rankiem bez śniadania ruszyliśmy dalej ze świadomością, że zmierzamy do Budapesztu. Mopem wymyłem lampy i w drogę. Pogoda zmieniała się na lepszą i już po paru dziesięciu km było pogodnie. Śniadanie na kolejnej stacji benzynowej, która dała nam kolejne obserwacje zmieniającej się gospodarce tego kraju, a to za przyczynkiem młodego człowieka, który przez godzinę konferował po angielsku z kimś, kto zapewne będzie z nim robił w przyszłości interesy. Wypalona prawie cała paczka fajek świadczyć może o wadze prowadzonych rozmów. Granicę węgierską przekroczyliśmy jak zwykle bez bólu i już w pełnym słońcu jechaliśmy do miejsca, w którym droga rozwidla się na kierunek Budapeszt i trasa na wschodnią Słowację. Wykorzystałem ten moment na decyzje o skierowaniu się w stronę wioski, w której zgubiłem klucze. Po dotarciu do miejsca rozpocząłem rozmowę, z kim kto jest rodziną prowadzącej kafejkę, w której się wówczas zatrzymaliśmy. Zaproponowałem, że za klucze dam 50 dolców o ile jest szansa na znalezienie ich. O dziwo mój rozmówca wstał od stolika, wsiadł do samochodu, który podjechał i wrócił po 5 minutach z moimi kluczami. Właściwie o to mi chodziło, więc moje wewnętrzne wkurzenie taką sytuacją nie miało sensu. Szczęśliwi jechaliśmy na Słowację z zamiarem pozostania tam w jakimś uzdrowisku z wodami termalnymi. Dokładnie nie pamiętam, dlaczego, ale wykonałem telefon do pewnego pensjonatu w Zakopanem by spędzić tam ostatnie dni urlopu. Ostatnie km trasy, przekraczającej liczbę 600, wieczorem na drodze z coraz mniejszą ilością oznakowań na zakrętach plus zmęczenie i obniżająca się temperatura dała się nam ostro we znaki i każdy zakręt przy mijających nas ciężarówkach był wyjątkowym stresem natomiast oświadcza, że najgorszym odcinkiem całej 3000 trasy była droga z przejścia granicznego do rogatek Zakopanego. Koszmar. Dziury, brak oznakowań jakichkolwiek itd. Wobec tego stwierdzam, że to, co widzieliśmy w Rumunii na tym etapie uczestnictwa w unii można nazwać kompromitacją władz regionu w polskiej stolicy zimowej.
9.
27-28.08. Wyjątkowy spokój, piękna pogoda, znajomość zwyczajów i prawdziwy odpoczynek. Tego doznaliśmy podczas pobytu w Zakopanem. W tym czasie wykonaliśmy wycieczkę na Gubałówkę mimo zakazu wjazdu, odwiedziliśmy sklep monopolowy po stronie słowackiej , pospacerowaliśmy w miejscach, które dają poczucie prawdziwego luzu i braku pogoni za czasem (poza Krupówkami, bo tego miejsca nie znosimy), sauna i jakuzzi, cały pensjonat do naszej dyspozycji.
10.
29.08. Trasa do Wrocławia to łatwa i mało przyjemna droga ze względu na swoją monotonność. Poza tym Stefek nie lubi wracać z wyjazdów i ostatni dzień jest dla niego mało przyjemnym. Trasa liczyła 380km.