Wyprawa do Helsinek przez kraje Pribałtyki – sierpień 2006

TALLIN – JURMALA 420km

 

20.08.2006

Powroty nie są lubiane z wielu powodów, ale fakt, że wybierzemy inną trasę na południe, mobilizuje. Analiza możliwości przedostania się poprzez zachód Estonii i wyspy tego kraju do miejscowości w Łotwie o nazwie Ventspils, nie dała możliwości skorzystania z tego kierunku ze względu na brak odpowiednich połączeń promowych. Nie chcieliśmy ryzykować planowania trasy na styk. Dlatego też postanowiliśmy pojechać bocznymi drogami na południowy wschód w kierunku Tartu. Na śniadaniu w hoteliku cała masa Włochów, w tym motocykliści. Obrali kierunek do Finlandii.

Po drodze na południe nasza trasa wiodła przez małe estońskie miasteczka. Wiele z nich posiada obwodnice. Mieszanina starych jakby rybackich chat i bloków mieszkalnych, typowych dla czasów socjalistycznego państwa z lat 70/80 tych. Niemało dróg o różnej jakości jednakże ogólnie można stwierdzić, że jest ok. Koleiny podłużne zalane nową masą. Gładko. Granica między Estonią i Łotwą przedstawiła się dość specyficznie, a mianowicie droga asfaltowa doprowadzająca do małego przejścia granicznego kończy się i dalej…… tylko szutry. Strażnik przy szlabanie, jakby wyjęty z czasów starej komuny, z bezzębną szczęką, ale jednak uśmiechnięty. Kiedy odezwałem się do niego po rosyjsku jeszcze szerszy uśmiech ukazał parę srebrnych zębów. To był rosyjski Łotysz. Pogadaliśmy jak starzy znajomi i z błogosławieństwem ruszyliśmy dalej. Szutrowa droga z prędkością przejazdową ok. 40km/h, po 20km doprowadziła nas do małej wioski, w której gołym okiem nie było widać żywego ducha od dziesiątków lat. Po drodze mnóstwo rozwalonych ze starości obejść gospodarskich. Cofnięcie się w nasty wiek. Duże połacie terenu z krzaczastą roślinnością i bagnami. Dwa samochody spotkane po drodze w stronę granicy. Widok raczej niesamowity. Ponieważ meta dnia jeszcze daleko i czas się szybko kurczył, odkręciłem, więc manetkę i czym prędzej odjechaliśmy z tego smutnego, acz ciekawego miejsca. Paliwo brane z rezerwy zmusiło nas do poszukiwania przy tej drodze stacji. Myślę, że na resztkach paliwa dojechaliśmy do miejsca, w którym zatankowaliśmy i spożyliśmy obiad. Droga przez Rygę do Jurmala przebiegła bez przeszkód, a wcześniej poznane miasto pozwoliło bez pudła szybko je przejechać, stosując nawet skróty możliwe dla motocykla i Steffka ryzykanta. Przed Rygą droga była tak dobra, że wszyscy puszczali się powyżej 130km/h i co chwila łapanka na radar. Tego jeszcze nie widziałem w Polsce. Goście stojący z krótkofalówką na uboczu drogi, w lesie, nadawali chyba patrolowi do przodu, bo co chwilę rozpędzone wcześniej samochody były zatrzymywane.

Po przyjeździe do kurortu o nazwie Jurmala, w którym śmietanka łotewska i miejscowi możni, kosmopolityczni albo odrestaurowali stare domy, albo pobudowali nowe. Szukaliśmy miejsca do noclegu. Nie dość, że hoteli mało, pensjonatów trochę, ale zajęte, to jeszcze ludzi na ulicy jak na lekarstwo. Wszyscy jeżdżą samochodami i to z górnej półki. Dopiero przy drugiej próbie poszukiwań dostaliśmy miejsce w …… obiekcie sanatoryjnym z lat komuny. Ogromny, rozpadający się z zewnątrz obiekt, położony przy plaży, przypomina niektóre nasze stare sanatoria z Kołobrzegu. Obsługa miła i uczynna. Wynajęty „lokal” składał się z dwóch pomieszczeń z osobną sypialnią a wszystko umeblowane meblami z epoki polskiego Bieruta. Bajka za 40 euro ze śniadaniem. Parking strzeżony z bronią w ręku, a jego obsługa za …. 5zł pozwoliła zaparkować prawie w budzie strażnika. Ewenementem tej miejscowości jest występowanie obok starych podobnych do domków ze Szklarskiej Poręby w Karkonoszach, tzw hawir z portalami w złoceniach. Bogactwo zostało przerzucone na fasady domów z jednej strony kiczowatych, a z drugiej współczesnych pięknych domów, na wcale niedużych działkach. Przerost formy nad treścią. Nie mówiąc już o samochodach, które tam parkowały. Od bmek po Bentley`e. Spacer po tych uliczkach /jedyni turyści/ o wieczornej porze i próba wykonania zdjęć, ot tak dla potomności, skończyła się bardzo szybko, ponieważ już przy pierwszym zdjęciu architektonicznego kiczu cała rodzina, mieszkająca w nim pokazała się przed drzwiami, obserwując, jakie będą nasze kolejne kroki. Dałem sobie spokój. To tak jakby było się w środku mafijnego centrum Łotwy. To są nasze spostrzeżenia po tych kilku godzinach spaceru, choć obejrzeć to, będąc w pobliżu, warto. Koniec dnia to drink w barze przed jego zamknięciem. Malibu wylądowało na Ivy ubraniu (barmanka obsuwała się przy barze po całym dniu „pracy”. Dla przypomnienia: to było sanatorium dla upośledzonych ruchowo osób) i kawa lura szybko wygoniły nas do wielkiego łóżka.

Dobranoc.

TALLIN – JURMALA - ILOŚĆ KM – 420 (2132km)

Podobne artykuły:

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9

O steffek

Pochodzę z małej Bogatyni, a zamieszkuję i działam we Wrocławiu. Jestem pomysłodawcą, autorem www.dziennikimotocyklowe.com (www.diariosdemotocicleta.info) i koordynuję całość zawartych zagadnień na portalu. Więcej na stronie: KONTAKT.