Nie można pominąć podnoszonego coraz częściej nie tylko w mediach problemu jakości szkolenia przyszłych kierowców. Bez względu na fakt, czy dotyczy to kierowców samochodów, czy też motocyklistów, bezpiecznie nie możemy się czuć na naszych drogach, chociażby z powodów opisanych w przytaczanym artykule.
Nałożenie się szeregu okoliczności jak: niechęć polskiego kierowcy do podporządkowania się obowiązującym przepisom [niejednokrotnie nie pasującym do sytuacji naszego rozwoju motoryzacyjnego], słaba jakość szkolenia, program realizowany częściowo i bez nacisku na ważne elementy, oszczędne szkolenia praktyczne, to wszystko może spowodować, że jeżdżąc w Polsce narażamy siebie, bliskich i trzecich użytkowników ruchu drogowego na wiele niebezpieczeństw.
Czy tak musi być?
Odpowiedź jest prosta: Wystarczy podać przykład naszych rodaków wybierających się do krajów o ustabilizowanej sytuacji z przepisami drogowymi, konsekwencją policji, a zachowanie ich jest korekt. Boją się stanąć kołami na trawniku, chodniku, prędkość przekraczają w stopniu akceptowalnym w danym kraju, nie dają łapówki policjantom podczas wymierzania kary za łamanie lokalnych przepisów, ustępują pieszemu i ………… jednak uczą się czegoś pożytecznego. Wszak musimy potwierdzić, że jazda w Polsce jest coraz lepsza i uprzejmiejsza, ale dotyczy głównie tych, którzy zasmakują innego…… Często po powrocie do kraju tylko część z nich wyciąga wnioski. Przy dużym przyroście pojazdów poruszających się po drogach, biedniejszej części społeczeństwa, która nie wyjeżdża na zagraniczne wojaże, słabości szkół kierowców i braku konsekwencji policji, musimy uzbroić się w cierpliwość, ponieważ Państwo nie jest skore do korzystania z tzw „otwartych drzwi” krajów cywilizowanych w tym zakresie. Jak zwykle chcemy tworzyć własne rozwiązania, okazujące się być nietrafionymi. Cierpliwość i własna inicjatywa może spowodować, że zaczniemy zauważać innych użytkowników, pobudzimy swoją wyobraźnię, a nade wszystko zaczniemy szanować zbyt krótkie życie.
Dlatego szczególną uwagę zwróćmy na zawartość merytoryczną programu naszej Konferencji:
„Bezpieczny motocyklista – Niebezpieczny motocyklista. Co możemy zrobić bez pomocy Państwowych Instytucji?”
Na portalu ukazał się niedawno artykuł, który warto przeczytać:
Jak nas oszukują szkoły jazdy?
Robert Kulig / Onet
Według nieoficjalnych statystyk w Polsce na kierowców szkoli się od 40 do 60 tys. osób rocznie. Przede wszystkim na samochodowy osobowe, gdzie cena kursu zaczyna się od tysiąca złotych. Dlatego rynek, wart kilkadziesiąt milionów, przyciąga wielu przedsiębiorców, którzy wietrzą łatwy i przyjemny interes.
By zostać właścicielem szkoły jazdy, nie potrzeba specjalnych uprawnień. Wystarczy, że zatrudnimy osobę z odpowiednimi kwalifikacjami i, po odjęciu wszystkich opłat, za jednego kursanta możemy mieć od 150 do nawet 500 złotych netto. Teoretycznie w miesiącu możemy „obsłużyć” ponad 160 klientów, ogranicza nas tylko doba i ilość aut. Dlatego „przedsiębiorcy” uciekają do sposobów nie zawsze zgodnych z prawem. Niektóre metody są naprawdę wyrafinowane! Oto najczęstsze oszustwa, jakich dopuszczają się szkoły jazdy.
Promocyjna cena
Slogany reklamowe kuszą przyszłych kursantów na każdym kroku. Na samochodach nierzadko widzimy cenę, wydawałoby się promocyjną, bo 200 – 400 złotych niższą niż u konkurencji, a wiadomo, że obecnie to głównie ona przyciąga klientów. Tak więc podekscytowani superpromocyjną opłatą idziemy się zapisać, z nadzieją, że niskim kosztem będziemy mogli zdobyć uprawnienia do kierowania pojazdami.
Kolejnym bardzo popularnym sposobem na wyłudzenie dodatkowych kilkudziesięciu złotych od kursantów jest celowe oblewanie na egzaminie wewnętrznym. Instruktorzy, którym brakuje godzin do ustalonego przez właściciela minimum, nie skupiają się nawet na jeździe czy sprawdzaniu egzaminu teoretycznego kursantów. Ponieważ łatwiej jest powiedzieć kursantowi, że nie posiada wystarczających umiejętności do poruszania się na drodze, a co za tym idzie zdania egzaminu, i tym samym zaproponować dodatkowe jazdy lub powtórzenie kursu. O ile uczeń naprawdę nie potrafi jeździć, to taka praktyka jest jak najbardziej słuszna, bo dzięki niej drogi są bezpieczniejsze. Jednak nie sposób zignorować pewnych nadużyć, które są niczym innym jak tylko wyłudzaniem pieniędzy argumentowanym, „bo tak”.
Po drugiej stronie ekstremalnych sytuacji, związanych z oszustwami szkół jazdy, jest ignorowanie jakichkolwiek ustalonych zasad. Do naszej redakcji zgłosiły się osoby, które po opłaceniu kursu nigdy nie usiadły za kierownicą samochodu. Od razu dostały dokumenty potrzebne do ośrodków egzaminacyjnych. Nie były to przypadki odosobnione, a wspólnym mianownikiem był kurs prawa jazdy kategorii C (samochód ciężarowy) lub C+E (samochód ciężarowy z naczepą). Instruktorzy tłumaczyli to „bardzo dobrą sztuką prowadzenia samochodu, wynikającą z posiadania prawa jazdy kat. B przez wiele lat” – to prawdopodobnie mogli wyczytać wyłącznie z oczu niedoszłych kursantów, bo na plac manewrowy nigdy nie dotarli. Takie zachowanie wynika z oszustw samych kierowców, którym zależało na czasie otrzymania prawa jazdy, bez „zbędnego” kursu. To natomiast, wychowało „teoretycznych instruktorów szkolenia praktycznego.”
Niestety, pogoda pokomplikowała plany i niewykorzystane jazdy mieli odbyć już w następnym roku. Gdy po zimowej przerwie dojechali do biura szkoły jazdy, dowiedzieli się, że za cały kurs muszą zapłacić od nowa, ponieważ ceny promocyjne nie uwzględniały dwóch sezonów. Takiego zapisu nie było w umowie, a aktualnie sprawę bada kancelaria prawna, finał z pewnością będzie w sądzie.
Instruktor widmo
Jednak najbardziej wyrafinowaną metodę wybrał pewien „właściciel” szkoły jazdy z Krakowa, o którym poinformowała nas nasz czytelnik. Na plakatach, w Internecie i samochodach dał ogłoszenie z bardzo atrakcyjną ceną za szkolenie przyszłych kierowców kat. B. – Na spotkaniu organizacyjnym powiedział, że cena promocyjna obowiązuje przy jednorazowej opłacie za cały kurs, „z góry” – powiedział Onetowi Marcin, oszukany przez szkołę jazdy.
Gdy około 15-osobowa grupa zapłaciła i przyszła na kolejną godzinę kursu teoretycznego, zastali pustą salę wykładową, a w sekretariacie szkoły podstawowej, gdzie odbył się pierwszy wykład, dowiedzieli się, że „ten Pan tylko jednorazowo wynajął salę lekcyjną, by spotkać się ze swoimi kolegami”. Teraz cała grupa chce zgłosić się na policję, by znaleźć oszusta.
Oprócz powyższych przykładów, po kontroli w 261 szkołach jazdy, Urząd Ochrony Klientów i Konsumentów doszukał się nieprawidłowości w 82, gdzie po przeanalizowaniu zauważył m.in.: brak podpisywanych umów przed realizacją kursu lub zapis w umowie, który informował o odmowie zwrotu pieniędzy, za część kursu, która nie była świadczona.
Jednocześnie UOKiK przypomina, że w sytuacji, w której konsument znalazł w umowie, jaką zamierza zawrzeć lub w już podpisanej klauzulę, która może naruszać jego prawa, powinien negocjować z przedsiębiorcą usunięcie jej z umowy. Po bezpłatną pomoc w przypadku sporu z przedsiębiorcą konsumenci mogą się zgłaszać do powiatowego lub miejskiego rzecznika konsumentów.