Relacja z wyprawy Steffka i Leszka po USA – 2010

ETAP X – 04.06.2010: Las Vegas – Shoshone

PER 2826km / 136km / 2962km

Coraz bliżej do Doliny Śmierci…..

Nazajutrz, o dziwo, przed pierwszym upałem zwleczone ciała wsiadały na maszyny i szybko, ukradkiem, nie spoglądając w stronę Las Vegas, pomknęły w stronę upragnionej Death Valley. Drogą na zachód od Las Vegas przez Mountain Springs, Clark, Nevada, Stany Zjednoczone B=0-116°29’27.98” L=36°01’14.89” do Pahrump B=0-116°01’02.40” L=36°11’35.91”. Pierwszy odcinek to ukradkowe spoglądanie na resztki LV, budzącego się do kolejnych kiczowatych zajęć, a kolejne to jazda wznosząca wśród kaktusów i różnej maści roślinek górskich.
Słońca pod dostatkiem. Do Shoshone (pamiętacie takie plemię indiańskie w jednej z książek Karla Maya, tzw Shoshoni?) wjeżdżamy, przejeżdżając obok pięknej wapiennej skały z grotą , do której dostęp zagrodziły nam kraty. Osada składa się z: poczty, stacji benzynowej, muzeum, motelu, pola kempingowego i knajpy. Aaaaaaaaaa! Jeszcze basen z wodą z pobliskich górskich zboczy.
Ciepłe źródło . Zachęceni przez perspektywę kąpieli, postanowiliśmy olać kolejne kilometry, tym bardziej, że dolina śmierci rządzi się swoimi prawami. Lepiej zacząć ją pokonywać rano niż o 14.oo.
A więc odpoczynek w Shoshone Inn Highway 127 & Highway 178Shoshone, CA 92384 (760) 852-4224, Shoshone, Kalifornia 92384, Stany Zjednoczone B=0-117°53’19.92” L=35°58’38.73”, Zasłużony zresztą, ponieważ do tej pory doginaliśmy w różnym stopniu, ale jednak. Ja poszedłem negocjować koszt motelu, Leszek zrobił lustrowanie okolicy i spotkaliśmy się na środku drogi z decyzją: zostajemy, kąpiemy się, jemy skrzydełka, pijemy piwo i potem to samo, ale w odwrotnej kolejności. Spotkani Niemcy z Hamburga, wymienili z nami poglądy natury ogólnej i pojechali dalej. Żadnych zwłok po drodze nazajutrz nie widzieliśmy, więc skierowali się pewnie do Pahrump. Dobrze jest być turystą z dalekiego kraju. Miła kelnerka znała już nasze upodobania co do trunku, więc dzieliła się z nami większą ilością piwa w kuflu niż zasadniczo powinna. Wspólne zdjęcia i dalsze kontakty z Niemką i Holendrem pozwoliły nam odpocząć i wymienić różne myśli z sąsiadami przez….. ścianę w motelu. Pranie majtek i skarpet stało się moją codziennością wraz z wieszaniem wypranych ubrań do wschnięcia na kierownicach naszych motocykli.

ETAP XI – 05.06.2010: Shoshone – Dolina Śmierci (Death Valley) – Lone Pine

PER 2962km / 267km / 3229km

Kulminacja w Furnace Creek

Rano skarpety z kierownicy naszych motocykli (Leszek nie wie, że jego motocykl również był suszarnią. Wcześniej zasypiał i wcześnie szedł na fajkę, więc w kłębach dymu nie miał szans doglądać rumaka). Tankowanie pośpieszne, ponieważ grupa 20 motocyklistów z Francji zajęła dystrybutory jedynej w promieniu wielu mil stacji. Zdjęcia przed tablicą parku Death Halley.
Jazda od początku wizyty w ciepłej części Kaliforni, Arizony czy Nevady, przy małej wilgotności dawała mi ogromną radość. Organizm nie męczył się jak do tej pory. Mój mały kryzys dał swój upust w Furnace Creek [Lokalizacja: 36°27'40.79"N, 116°51'50.56"Zach.] , gdzie po przejechaniu znaczącej części doliny padłem w cieniu i odpuściłem dalszą jazdę na godzinę.
Leszek nie przyznawał się w depresyjnej części doliny (tj. w najniższym punkcie USA ok. 86mppm) do swojego ciśnieniowego niedomagania. Wyraźnie jechał wolno, daleko za mną. Początkowo myślałem o jego zamiłowaniu do robienia zdjęć, lecz polewający wodą głowę Leszek, zaniepokoił mnie.
Wyraźnie odczuwał trudy temperatury i chyba ciśnienia, wystarczyło, że wjechaliśmy w górę, ok. 200m wyżej, na drogę „artystów” (piękna asfaltowa szosa wśród dolin i z pięknymi widokami na Dolinę Śmierci). Artists Dr, Death Valley, Kalifornia, Stany Zjednoczone B=0-117°10’32.78” L=36°22’13.52”52”i Leszek odżył. Zapalił fajurkę i już dalej jechał w dobrej formie. Wrażenie robi zestawienie wysokiej temperatury, pełne słońce, płasko i droga asfaltowa wzdłuż białej płaszczyzny pokrytej warstwą soli. Motocykle w doskonałej formie. Ze względu na obrany kierunek naszej podróży na Parki Narodowe po drugiej stronie gór Sierpa Nevada, wyjazd z Doliny Śmierci nastąpił niedaleko za Furnace Greek. Nieprawdopodobne wrażenie robi droga wyjazdowa z tej części doliny. Przedstawia się jako długa nitka makaronu, pnąca się w górę z perspektywą kilkudziesięciu mil po linii prostej prowadzącej w wyraźnie zarysowane pasmo gór Panamint Range i jest świetną pespektywą na widoki.
W Panamint Springs B=0-118°31’38.33” L=36°20’22.08” tankowanie na Shell`u i rozpoznanie dalszej drogi wspólnie z pracownikami firmy archeologicznej sprawiło, że obrany kierunek na Yosemite NP był właściwy.
Na kilka dni przed naszym przybyciem w te strony otwarto drogę górską 120, którą chcieliśmy przejechać. Wspaniałe widoki w wyższych partiach pasma górskiego, grób dziewczynek, córek osadników z XIX wieku między drogą Darwin i Keeler. Dwie córki, Lorenza i Larkin. Ta ostatnia miała 4 lata. Jedyna data, jaka jest podana na Krzyżu to 1874. Po prawej stronie drogi 190 między Darwin Road a Keeler, jadąc w stronę Lone Pine, jest wiele grobów osadników.

Zjazd w dół do Lone Pine (miejsce postoju nie było planowane). Wiele pustynnych widoków. Po wydmach , nad prawie wyschniętym jeziorem Owens Lake, offroadowcy samochodowi ćwiczyli różne manewry jazdy po piachu, Leszek gonił kolejne jaszczurki, a ja robiłem zdjęcia w udawanej pustyni.
Godne uwagi jest podkreślenie życzliwości wszystkich pracowników biur informacji turystycznych.
Lone Pine to małe miasteczko u podnóża Mount Whitney [4418mnpm]w górach Sierra Nevada. Pamiętajmy, że to okres wiosny.Zjechawszy w boczną drogę wśród kolejnegoosiedla domów imigrantów,przeważnie Hindusów, Latynosów i skośnookich, znalazłem motel o nazwie Timberline Motel, 215 E Post St, Lone Pine, Kalifornia 93545, Stany ZjednoczoneB=0-119°56’17.78” L=36°36’15.72”

Po powrocie spotkałem się z negatywnymi opiniami o pokojach w tym motelu, ale wówczas nam to nie przeszkadzało. Motel prowadzony przez Hinduskę. W miasteczku zrobiliśmy drobne zakupy spożywcze, tzn. piwo i coś na przegryzkę, utrzymywaliśmy łączność mailową i planowaliśmy jak zwykle, co dalej? Lon Pine jest bazą dla wielu wycieczek, wypraw w góry. Dotyczy to turystów, tzw. „kapeluszy”, czy też profi. Możliwości, jakie dają okoliczne góry jest mnóstwo. Również motocyklistów jest niemało. Atmosfera miasteczka jest tworzona przez wzorowane na dawnych saloonach czy sklepach.

ETAP XII – 06.06.2010: Lone Pine – Glenville

PER 3229km / 230km / 3459km

Bonanza w tych górkach………

Z Lone Pine postanowiliśmy ruszyć w stronę reklamowanej przez tubylców drogi prowadzącej w stronę Whitney Portal, Kalifornia 93545, Stany Zjednoczone B=0-119°46’26.67” L=36°35’20.76” pod górą Mt. Whitney. Jest to wycieczka, której nie można pominąć, w szczególności jadąc motocyklem.
Ciekawostką jest, że po drodze mija się miejsce, w którym kręcono znaczącą ilość amerykańskich westernów, począwszy od Bonanzy, a skończywszy……….. Movie Rd, Lone Pine, Kalifornia 93545, Stany Zjednoczone B=0-119°52’47.40” L=36°37’06.14” . Pewnie dalej będą tam coś kręcić. Formy skalne w postaci owalnych głazów, rzuconych jeden na drugi. Sięgając w pamięci do produkcji filmowych różnej maści westernów można rzeczywiście przenieść się na chwilę w scenerię filmową.
Wprawdzie nasze mechaniczne rumaki to nie wspaniałe konie kowbojów, ale na zdjęciach wśród skał i z górami w tle, prezentowały się super. Dalsza wędrówka w górę obfituje w nieprawdopodobne widoki w stronę Doliny Śmierci, opróżnionego z wody jeziora Owens Lake, czy patrząc w górę do urwisk skalnych i pięknego jeziorka u szczytu, w którym turyści z dziećmi łowią ryby. Po zjeździe z półek skalnych Mt. Whitney przez Lone Pine kierujemy się w stronę południa wzdłuż drogi do LA. Prędkość pojazdów kontrolowana jest przez samoloty lub helikoptery z powietrza. O tym informują tablice. Rzeczywiście wysoko na niebie można dostrzec idealnie wzdłuż drogi, bezpośrednio nad samochodami, lecące awionetki. Droga koszmarnie zapchana samochodami i jazda w pełnym słońcu dała się nam mocno w czaszki. Dlatego też zjazd na drogę 178 był dla nas wybawieniem.
Jazda w górki, gdzie nie jeżdżą samochody, to było to. Gaje kaktusowe i perspektywa wejścia do wód jeziora Isabella, mimo zmęczenia, pchała nas ostro do przodu.
Jezioro sztuczne, ale woda zimna, podziałała jak balsam. Zrobiłem kanapki z resztek jedzenia, jakie pozostawało w sakwie, a picie chłodziło się w wodzie jeziora. Mała przerwa na „orzeźwiający” napój, rozmowa z farmerem, który podjechał do stacji na traktorku do koszenia trawy i chętnie się rozgadał, była nam potrzebna dla nabrania sił do dalszej podróży.
Siły się przydały, ponieważ droga do Glennville była kręta i męcząca, tym bardziej, że w mieścinie wcześniejszej, Kernville szukaliśmy „odpowiedniego” noclegu, bez powodzenia. Robiło się późno, a ceny za motel im bliżej jeziora, tym wyższe. Stąd decyzja o poszukiwaniach w wiosce dalej i właśnie się udało w Bunkhouse Motel, 12036 Highway 155, Glennville, CA L – 35°42’57.72″N, B – 118°43’38.77″Zach.], który jest godny polecenia. Pierwszy raz w restauracyjce czy barze obsługiwała nas bardzo ładna dziewczyna. Po zalogowaniu się ruszyliśmy na podbój steków.
Rewelacja!!! Cała okolica przypominała nam nasze polskie wiochy, gdzie na porządku dziennym są przecież zapachy zwierzęcych odchodów, ale stek!! Pierwsza klasa.

Pranie, notatki, dyskusje o amerykańskich wiochach i lulu…..

Podobne artykuły:

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8

O steffek

Pochodzę z małej Bogatyni, a zamieszkuję i działam we Wrocławiu. Jestem pomysłodawcą, autorem www.dziennikimotocyklowe.com (www.diariosdemotocicleta.info) i koordynuję całość zawartych zagadnień na portalu. Więcej na stronie: KONTAKT.