Relacja z wyprawy Steffka i Leszka po USA – 2010

ETAP XIII – 07.06.2010: Glennville – Porterville – Springville – Exeter – Three River – Giant Forest – Grant Grove – Cedar Grove – Squaw Valley

PER 3459km / 99+74+132+95= 400km / 3859km

W poszukiwaniu potęgi Generała Shermann`a

Podróż z Glennville w założeniach do Parku Narodowego wielkich sekwoi miała odbyć się przez drogę gminną, która miała nam dostarczyć prawdziwych doznań amerykańskiego życia na uboczu. W Springville wykonaliśmy w hotelu z darmowym Internetem połączenie z krajem, parę zdjęć między innymi typowego dyliżansu postawionego na dachu hoteliku na sprzedaż, a potem już tylko delektowanie się prawdziwą Ameryką.
Droga Springville, zjazd na county Road B=0-119°11’33.53” L=36°08’20.84” prowadziła przez typowe wyżynne krajobrazy z wielkimi obszarami łąk, gajów drzew podobnych do akacji, ranch, które generalnie wyglądały na wyludnione. Jednakże zwróciło naszą uwagę pole „namiotowe”, przy drodze Yokohl Valley Road, będące …. Kurnikiem.
Mianowicie pod falistymi blachami malowanymi na biało, wygiętymi w coś, co było kształtu namiotu znajdowały się kury. Zadaszenie to ochrona przed temperaturą i domek jednocześnie, ale gdzie jaja? [Lokalizacja: 36°15'42.98"N, 118°54'46.55"Zach. ] Ani za dużo bydła, ani ruchu wiejskiej ludności. Nawet knajpy, kiosku z piwem czy HOT DOGIEM :) . Widoki zapierały nam dech i zdjęciom nie było końca.
Naturalnie bizonów nie było, tylko trochę krów. Takiego widoku nam trzeba było. Wszystkie pola są ogrodzone, a mnogość miejsc, w których liczy się bydło może wskazywać, że jednak życie gospodarstw kwitnie, tylko w innym, niż nasza wędrówka, czasie. Przed wjazdem na główną trasę w stronę Sequoia NP na jednym z kołków przydrożnego ogrodzenia, jadąc za Leszkiem zauważyliśmy niemalże jednocześnie siedzącego …. Orła. Uważałem, że jestem sprytny i nie zatrzymałem się przed ptaszyskiem tylko 50 m za nim. Powoli jak w bardzo zwolnionym filmie, zsiadłem i z wyjętym aparatem, przygotowanym do „strzału”, odwróciłem się, by …… zobaczyć jak ptaszek wiruje już nade mną i zapewne „uśmiechając” się do frajera………… Ale emocje były niemałe.

Dalsza podróż to delektowanie się widokiem wielkich obszarów gajów pomarańczy, które nie wyglądały z bliska na godne spróbowania. Zapewne były jak to się mówi potocznie „pastewne”. Jedne gaje były nowe, inne wyraźnie zapomniane i chore. Szybko dotarliśmy przed wrota parku,
Zabytkowy most Kaweah River Bridge 1922r. przed Sequoia NP, 45978 Sierra Dr, Three Rivers, Kalifornia 93271, Stany Zjednoczone B=0-119°09’41.76” L=36°28’46.97”i już teraz powoli wciągaliśmy maszyny w górę i w górę . Pierwsze spotkanie z sekwoją wiązało się z koniecznością zatrzymania motocykli niemalże na zakręcie.
Dla nas widok tych drzew był niemałym zaskoczeniem i każde z nich było godne fotografowania. Zapewne to nie te właściwe i największe eksponaty, ale nam było to obojętne, ponieważ zatrzymanie i tak było konieczne ze względu chociażby na poziom płynu w pęcherzach. Jest kilka miejsc, które konieczne trzeba zaliczyć. Najlepszą metodą odnajdywania miejsc godnych obejrzenia jest krótka rozmowa w centrum informacyjnym parku. Tam bardzo życzliwie i dokładnie omówią z Tobą, co trzeba, a potem podążasz jak po sznurku.
A więc widzieliśmy ogromny korzeń, ogromny, przewrócony egzemplarz sekwoi, ogromną kłodę tego drzewa z wyciętym przejazdem dla samochodów i oczywiście motocykli (zdjęcie) i wiele innym miejsc.

W efekcie wielu postojów, czas się kurczył bardzo szybko, słońce schodziło drastycznie szybko w dół i temperatura spadała równie szybko. A gdzie Shermann? Parking, z którego można dojść do Generała [Lokalizacja: 36°34'49.75"N, 118°45'7.16"Zach.] Kierunek dojścia do ogromnego drzewa, największego w swojej masie na świecie (nie najwyższe i nie z największym pniem po obwodzie) z parkingu i spotkanie grupy turystów z Warszawy. Trochę na żarty nas zebrało i wspólnie z Leszkiem oprócz typowych dla takich spotkań wymian informacji, wyczuwając, że jest to grupa o zdecydowanie odmiennych poglądach na stosowane formy zwiedzania i poznawania świata, pozwoliliśmy sobie na parę wygłupów typowych dla motocyklistów. Ale nie dlatego, że nie lubimy turystów z Warszawy. Nie, nie. Shermann swoim majestatycznym położeniem i wielkością budzi podziw.
Zdjęcia, a potem szybki powrót do motocykli. Niestety, jeszcze szybszy powrót do Shermanna po pozostawiony statyw spowodował kolejną ucieczkę minut. Poszukiwanie noclegu i benzyny zaowocowało między innymi: zdobyciem informacji o możliwości tankowania (nie sprawdziło się miejsce wskazane przez innych turystów – zapewne była to zemsta za warszawiaków :) ), zmrokiem, powolnym oziębianiem się dłoni (nawet rękawiczki nie dawały rady, wszak byliśmy przygotowani na wysokie temperatury) i koniecznością zatrzymywania się nie tylko na fajkę, ale też ogrzanie dłoni od świateł włączonych reflektorów. Zjazd w dół na oparach benzyny. Nieprawdopodobne widoki pasm górskich z dolinami i małymi jak sądzę miasteczkami z oświetlonymi domkami i gdzieś tam też ze stacją benzynową :) . Ku naszemu zadowoleniu zjazd z góry z obawą o brak paliwa, dał możliwość odczucia ogromnej różnicy temperatury, z bardzo niskiej (kilka stopni) do kilkunastostopniowego, przyjemnego ciepełka.Zatrzymaliśmy sięna motelu niedaleko Squaw Valley,w którym spotkanie z amerykańskimi Włochami (trzej bracia na Harleyach) Motel Sierra Inn, Squaw Valley B=0-120°47’24.36” L=36°45’16.68” rozpoczęła dyskusję o wszystkim i o niczym, jak zwykle przy takich okazjach. Nie była to jednak rozmowa o faunie i florze z parków narodowych.

ETAP XIV – 08.06.2010: Squaw Valley – Glacier Point (Yosemite NP) – Tioga Pass – Lee Vining – Virginia Creek k. Bridgeport

PER 3859km / 492km / 4351km

Wiosną w Sierra Nevada

Nazajutrz przed pierwszymi amerykańskimi kurami, wyjechaliśmy w dalszą podróż. Według map ilość km, które musimy lub chcemy przejechać jest znacząca, jeśli weźmie się pod uwagę konfigurację terenu. A więc, pierwsza stacja. Tankowanie, śniadanie składające się z muffinek, kawy na zapleczu stacji i rozmowa z gościem, właścicielem corvetty. Pierwsze miejsce godne odwiedzenia to Glacier Point, Kalifornia 95389, Stany Zjednoczone B=0-120°25’43.63” L=37°43’41.24”, z którego to widoki na pasmo górskie pełne granitowych ogromów, wodospady, które żyją tylko wiosną i całe mnóstwo turystów z całego świata. Granitowe skały przypominają zarówno te, znane z bajek jak i filmów fantastycznych. Zjazd w dół do doliny Yosemite, kolejne wodospady i duża ilość kwitnących agaw.Zdarzają się roboty drogowe, które wymuszają ruch wahadłowy, a to oznacza, że czaszki parują i w pośpiechu szuka się w pobliżu drzewa, pod którym można się schować.Nie zwiedziliśmy całej doliny, ponieważ ilość km jaka była przed nami do następnego celu lub perspektywa noclegu wysoko w górach nie należała do najprzyjemniejszych. Poza tym dziesiątki samochodów, autokarów odgoniły nas od tego miejsca. Obejrzymy je w Google Earth :) .Wspinamy się na wysokość ok. 3050 m npm na Tioga Pass Rd, Yosemite National Park, Kalifornia 95389, Stany Zjednoczone B=0-120°33’16.33” L=37°50’49.53”, Po drodze widzimy duże połacie spalonych lasów i co okazuje się, że to kontrolowane pożary. Przejazd przez piękne pasmo granitowych skał dostarcza wielu emocji, wszak ilość zakrętów jest powalająca. Słońce ma się ku zachodowi, a więc trzeba spadać w dół.
Przejeżdżamy obok jeziora Tenaya, gdzie powietrze ma plus 3 stopnie, woda była jeszcze w jeziorze zamarznięta. Na zdjęciach widać jak rześko nam tam było. Po przejechaniu na drugą stronę szukamy nad jeziorem Mono Lake w Lee Viningnoclegu, ale wariaci chcą taką górę dolców, że odpuściliśmy i co? Jedziemy dalej do wiochy, byle dalej od jeziora. W miasteczku Bridgeport odwiedzamy Indian Shop, prowadzony przez Indiankę o imieniu Mishoa (Myszka).
Szukamy dalej noclegu i niedaleko od Bridgeportwynajmujemy pokój motelowy, w miejscu z dużą ilością pamiątek po czasach osadników. Fajne. Kolacja jest prawie uroczysta, bo czujemy zbliżający się Koniec podróży. Danie włoskie, ale też skrzydełka i piwo, do czego się już przyzwyczailiśmy. Mamy z Leszkiem takie drobne przyzwyczajenia. Nocleg w motelu Virginia Creek Settlement, 70847 Hwy 395, Bridgeport, Kalifornia 93517, Stany Zjednoczone B=0-120°47’37.45” L=38°11’16.05”

ETAP XV – 09.06.2010: Virginia Creek k. Bridgeport – Sonora Pass – Oakdale

PER 4351km / 208km / 4559km

Ostatnie „podrygi” wysokich gór

Wiedząc, że do odlotu samolotu mamy 3 pełne dni, a tylko 250mil do San Francisco, niespiesznie pakujemy manatki i po śniadaniu ok. 9.30 spadamy w stronę Bridgeport i drogi górskiej 108, która ma nas przerzucić na drugą stronę Sierra Nevada. Powoli, nie spiesząc się, zatrzymujemy się w małym miasteczku, w którym kupujemy oprócz paliwa, akcesoria indiańskie w sklepie z Myszką w Eastern Sierra – Indian Shop, 255 Main St, Bridgeport, Kalifornia 93517, Stany Zjednoczone B=0-120°46’18.83” L=38°15’19.99”, , Myszka to po prostu Mishca, Indianka sprzedająca bardzo ładne wyroby ludowe typu nasze góralskie laski, kubraczki, kierpce itp. Za miasteczkiem zauważamy niesamowicie uformowaną chmurę na tle jasnoniebieskiego nieba. Nałożone na siebie okrągłe talerze UFO. Zdjęcia.
Przed wjazdem w góry zatrzymujemy się na parkingu, z którego przeszliśmy przez pole …. niebieskich Irysów na skraj górskiej rzeki. Zdjęcia 3 pięknych irysów, które zerwałem, by w domu zrobić z nich pamiątkę dla Hanki, która była niewątpliwie dobrym duszkiem naszej podróży. Przełęcz Sonora Pass dodaje nam w tym ostatnim dniu podróży niebywałych doznań spowodowanych widokami.
Na parkingu na samej przełęczy spotkaliśmy wiele śladów niedźwiedzi. Szybko więc wykonaliśmy zdjęcia przy tablicy z podaną wysokością 3300mnpm i w nogi. Wjeżdżamy na camping by zobaczyć w jaki sposób rozwiązana jest organizacja miejsc noclegowych w namiotach i otóż tam oczywiście nie ma obsługi. Sam się meldujesz, wypełniając odpowiednie kwity, płacisz, bierzesz przygotowane szczapy drewna do ogniska itd. Czy można w ten sposób nocować bez meldunku? Można tylko po co narażać się w razie wizyty rangersa. Oni jeżdżą po campingach i sprawdzają. W dniach naszego pobytu z jednego z campingów podobnie położonego nad rzeką górską, w nocy po ulewie ściana wody zabrała kilkanaście namiotów i camperów. Zginęło parę osób, a więc nocowanie w takich warunkach też może być niebezpieczne. Musieli mieć pecha. Wielokrotnie zatrzymujemy się na odpoczynek, a może raczej żeby uciec od czasu, który przybliża nas do finału podróży. Robimy wiele zdjęć. Ostatnie puszki Campbella otworzyliśmy przy ostatnich kilometrach górskiej drogi.
Potem to tylko zjazd do Oakdale, na opłotkach którego zatrzymaliśmy się w motelu, w którym nocją głównie robotnicy leśni z pobliskich gór. Holiday Motel Oakdale, 950 E F St, Oakdale, Kalifornia 95361, Stany Zjednoczone B=0-121°09’33.88” L=37°46’09.80” Ciepło. 130mil do SF. Miasto przygnębiło nas ilością samochodów, różnej maści ludzi i poczuciem uciekającego czasu. Najgorsze przed nami, czyli samolot z San Francisco do Niemiec. Brrrr.

Podobne artykuły:

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8

O steffek

Pochodzę z małej Bogatyni, a zamieszkuję i działam we Wrocławiu. Jestem pomysłodawcą, autorem www.dziennikimotocyklowe.com (www.diariosdemotocicleta.info) i koordynuję całość zawartych zagadnień na portalu. Więcej na stronie: KONTAKT.