TALLIN – HELSINKI – TALLIN 180km
19.08.2006
Stopień naszej determinacji do zmiany hotelu dał nam jeszcze dnia poprzedniego impuls do rezerwacji innego hotelu. Rano, więc szybko spakowaliśmy manele by przerzucić je w inne lokum, a ubrani w letnie ubrania /pełne słońce/ ruszyliśmy na prom. W oczekiwaniu na odprawę odbyliśmy rozmowę z traperami z Poznania. Podróż spokojna. Półtorej godziny i wpływamy powoli do miasta, nad którym góruje piękna katedra przy ogromnym placu. Wykonaliśmy sesję zdjęciową. Ponieważ uznaliśmy, że najlepszym sposobem zwiedzenia w tak krótkim czasie będzie wykupienie biletów na autobus objazdowy, należało zaparkować motor. Pech chciał, że dwa automaty parkingowe były na tyle cwane, że połykały kasę w Euro, nie oddając w zamian karnetu parkowego. Autobus odpadł, ponieważ wszystkie musiały odjechać, a my udaliśmy się na objazdówke po mieście na motorze. „Stop and go” dało w kość naszej trójce. Silnik się grzał, więc postanowiliśmy w dalszej części wycieczki użyć nóg. Wykonaliśmy wspaniały spacer po centrum Helsinek. Nie zachwyciły mnie ani tłumy turystów i tubylców, ani wysokie ceny w euro, ani zeuropeizowne pasaże handlowe. W szczególności, że były otwarte wszystkie sklepy z powodu wyprzedaży. Pogoda nadal piękna. Ogólnie należy powrócić w to miejsce by móc właściwie ocenić to miasto. Naszą uwagę zwróciły skalne uwypuklenia porośnięte drzewami iglastymi „wciskające” się w najbliższe otoczenie centrum i są niezapomnianym wrażeniem łączności mieszkańców z naturą. Miasto z jego mieszkańcami jest bardzo przyjazne i otwarte. Jak w każdym z takich miejsc mnóstwo ludowych artystów z Afryki, śpiewaków operowych dorabiających do pensji itp. Wykonaliśmy więc drobny zakup w postaci pamiątkowego kubka dla Ivy i bikerskiego teeshirta dla Steffka. Powrót na prom i oczekiwanie w cieniu tablicy informacyjnej i chowanie się przed słońcem, na swoją kolej do odprawy to mało przyjemne zdarzenie, ale i tak mieliśmy lepiej niż grupa Niemców czekająca na obsługę autobusu i kręcąca się wokół swoich zamkniętych samochodów /emeryci/. Odprawa paszportowa skupiona była na oglądaniu naszego dowodu rejestracyjnego motoru włącznie z podejrzeniem, że jest on klejony /??/. Widocznie zdarzały się kradzieże „fajnych” motocykli. Nieważne. Fortyfikacje miasta widoczne z promu są imponujące. Powrót do Tallina. Mając jeszcze dużo czasu zwiedziliśmy inne zakątki miasta i zaczęliśmy od obejrzenia wspaniałej cerkwi Newskiego, górującej nad całością miasta. Próba wykonania paru zdjęć wnętrza z ukrycia skończyła się wyrzuceniem Steffka za drzwi świątyni, a dokonała tego stara babcia z chustką zamiast moherowego bereta na głowie. Cudo architektury sakralnej. Następnie pojechaliśmy nad zatokę na drugi koniec miasta. Piękny zachód Słońca był wspaniałym upominkiem na koniec pobytu we wspaniałym Tallinie. Zmęczenie na tyle dało się we znaki Steffkowi, że likwidując po powrocie do pokoju, z karty aparatu, zdjęcia tzw nieudane, ze zmęczenia rozpędził się i skasował piękne zdjęcia właśnie z zatoki. Wrrrrr!! Dobranoc.