PALANGA – WIERZBINY 423km
23.08.2006
Z Palangi wyjeżdżamy żegnani serdecznie przez gospodarzy i Polaków, którzy odpoczywali w tym samym domu gospodarczym. Droga spokojna jedynie w momencie, kiedy podjechaliśmy do Sovietska by spróbować przekroczyć na tranzyt granicę Rosji dało się odczuć przed szlabanem, że zbliżyliśmy się do „mocarstwa”. Nielzia!!!
Skoro tak, to wracamy na trasę wzdłuż granicy do przejścia Litwa/Polska. Pogoda się popsuła i kilkakrotnie zakładaliśmy kondomy. Jadąc motocyklem jakby widzi się i czuje więcej. Myślę o wyczuwaniu frontów atmosferycznych. Nasze nosy dokładnie podpowiadały nam, kiedy zdążymy przed burzą czy deszczem do miejsca schronienia. Zaliczyliśmy parę przystanków. Metą miały być Nida Ruciane u przyjaciół z canoe, ale nie odbierali telefonu, więc nocleg zaliczamy w Wierzbinach. Wcześniej podczas przerwy na deszcz odwiedziliśmy w litewskiej wiosce sklep, w którym kupiliśmy nie tylko dobrą nalewkę, ale też wybieraliśmy pół godziny typowy litewski chleb. Robiliśmy to zbyt długo i w końcu, nie rozumiejąc, co gadają do nas babcie, Steffek wziął „drugi z brzegu” chleb. W domu okazało się, że to był zwykły pszenny chleb, a miał być żytni!!! W Mariampolu ostatnie dodatkowe, nalewkowe zakupy w markecie i …. zdjęcie ogromnego stada bocianów. Piękne widowisko. Granica spokojnie nam przebiegła i tankowanie też. W Suwałkach w McDonaldzie mała scysja ze sprzedawcą. Nasza wina i znowu tłumaczymy to zmęczeniem materii ludzkiej, a poza tym ten deszcz i czas, który nam szybko uciekł. Steffek nie lubi powrotów do domu, Iva tak. Napięcie, więc wzrosło. We wściekłym deszczu, zmęczeni i ledwo widzący drogę naszego asfaltu zanocowaliśmy w zajeździe, w którym właściciel liczył kawę z mlekiem po 8 zł. Horror i zdzierstwo!. No cóż. Takie powroty są mobilizujące /??!!/.